Uważam że najlepszym hasłem promującym film powinno być stwierdzenie „ gdyby ten film opowiadał fikcyjną historię nikt by nie uwierzył że mogła by się wydarzyć naprawdę”.
Proszę nie słuchać opinii że film jest ckliwy czy hollywoodzki – zresztą czy to źle że film wywołuje emocje i w dodatku pozostawia widzowi refleksje na temat życia?
Tak na marginesie uważam że właśnie tego typu film powinien być promowany na walentynki....gdyby większość ludzi tak postrzegała miłość może żyło by nam się na tym świecie odrobinę lepiej....
Zgadzam się w 100%
Jeśli ktoś oczekiwał wykładu z kosmologii to zapraszam na polibude.
szukałam, szukałam, i wreszcie znalazłam jakiś sensowny komentarz do tego filmu. Popieram w 100%!!!
Film jest świetny, jednak czegoś mi w nim brakowało. Wzbudza w widzu uczucia jednak nie ma tego czegoś, nie wiem. Gdy film się skończył nie czułem się ani smutku ani radości. Nie ma tutaj chyba jakiegoś takiego zakończenia które podsumowuje całość, jest retrospekcja ale pozostawiła mi w umyśle niesmak niby się kochają a jednak nie są razem, taki paradoks miłości... ale w sumie zakończenia nie może być bo film dalej trwa... :) Ale ogólnie film baaardzo dobry polecam.
Bo ten film jest zdaje się na podstawie wspomnień jego żony i najwyraźniej chciała w nich pokazać tylko to co dobre.
Założę się jednak że opieka nad Hawkingiem to nie była majówka. Ta kobieta musiała się zmierzyć z tytanicznym wyzwaniem. Nie dość że musiała się zajmować dziećmi to jeszcze musiała wszystko zrobić przy mężu. Ubrać, rozebrać, nakarmić, umyć , podetrzeć. A co kiedy była w ciąży? jak go podnosiła?
Ich relacje pod koniec małżeństwa były zdaje się napięte. To wszystko zostało pokazane w dość łagodny sposób.
Filmy oparte na faktach mają taką cechę, że często niektórych faktów nie pokazują lub mocno rzeczywistość koloryzują. Albo nawet zmieniają.
Tak, być może, że tak jest, ale Hawking jest jedną z najwybitniejszych postaci dzisiejszej nauki. Każdy człowiek popełnia błędy, złości się, nikt nie jest idealny, i wcale nie dziwie się jego żonie, że go zostawiła, ja nie chciałbym żyć w takim stanie jak on a napewno nie chciałbym, żeby bliska mi osoba tak marnował sobie życie opiekując się mną, dlatego podziwiam tą kobietę. A nie można wszystkiego pokazać w kinie bo film poprostu by się nie sprzedał, ludzie by na niego nie przyszli albo daliby tak niskie noty, że autorzy filmu nie mieliby zupełnie rozgłosu...
Większość ambitnych filmów właśnie dlatego jest ambitna bo pokazuje wszystko. Cały dramat postaci.
Ten film w porównaniu z nimi to ugrzeczniona laurka dlatego do historii kina nie przejdzie. Nie przeczę że ma jakąś jakąś wartość budującą.
Tak ale ogólnie pokazuje, że można osiagnąć wiele nawet jeśli jest się niepełnosprawnym, jeśli ten człowiek osiągnął tyle pomimo tego jaki jest to co mógłby osiągnąć jeśli byłby zdrowy. I dlatego film pokazuje prawdziwe wartości w życiu którymi powinien kierować się człowiek ale niestety rzadko tak jest...
Dokładnie. Osobiście bardzo podziwiam ich relację, siłę jej uczucia (chociaż myślę, że z czasem to było głównie przywiązanie i poczucie obowiązku?) i jej ogólną siłę psychiczną. Niewiele osób jest w stanie żyć z partnerem/partnerką, którą trzeba się notorycznie zajmować (statystyki, szczególnie po stronie mężczyzn, są przerażające) i żyć w dodatku przez tak wiele lat. Zgodzę się, że film w bardzo delikatny sposób pokazuje jej trudności, są ledwo "muśnięte", bardziej się o tym mówi, niż to przedstawia. Trochę szkoda, mimo wszystko, jako (nieco ładniejsza) historia miłosna film spełnia swoje zadanie.
Też tak sądze. Film mi się podobał ALE jest też sporo innych filmów na autentycznych faktach które też są dobre. Po prostu czasami życie potrafi napisać taki scenariusz na który by żaden reżyser nigdy w życiu nie wpadł.
Laska wyszła za gościa z którym nie ma ani jednego wspólnego tematu, bo myślała, że on umrze za 2 lata, a ona będzie mogła o sobie myśleć, że jest wspaniała. A tu zonk.
Ten film to wielkie rozczarowanie. Nie dowiedziałam się właściwie niczego o Hawkingu.
PS. Scenariusz tego filmu to kiła.
"Laska wyszła za gościa" bo była z nim zaręczona na długo przed zdiagnozowaniem choroby, "bo myślała, że on umrze za 2 lata", to nazywa sie miłość, " nie ma ani jednego wspólnego tematu" tego nawet nie ma co komentować... A ja dowiedziałem się dużo o Hawkingu, tylko trzeba mieć otwarty umysł...
Historia jest oparta na książce pani żony. Cała tajemnica.
Mam otwarty umysł. Ale nie tak, aby mi z niego coś wypadało na ulicę, gdy idę.
Rozumiem, że jako historia miłosna film może się podobać, tylko po co do tego było mieszać Hawkinga? Kompletnie zbędny zabieg, bo film nie był o naukowcu, tylko o smętnych minach jego połowicy. Główny bohater był fanstatycznie zagrany i to jedyny powód dla którego wysiedziałam na filmie do końca.